sobota, 5 stycznia 2013

Co się stało z „¡Uno!”, „¡Dos!”, „¡Tre!”?


Jeszcze kilka miesięcy temu, trudno byłoby uwierzyć, że nowy album Green Day’a zawierający tuzin nowych piosenek sprzeda się w mniej niż 100,000 kopii w pierwszym tygodniu od premiery. A taki rozczarowujący debiut ma miejsce już drugi raz. „Dos!”, druga część potrójnego następcy „21st Century Breakdown” sprzedała się w pierwszym tygodniu od listopadowej premiery w ilości 69,000 sztuk, a teraz „Tre!” w 58,000 sztuk debiutując na 13. miejscu listy Billboard. „Uno!” – pierwsza część trylogii wydana we wrześniu w pierwszym tygodniu przełamała granicę 139,000 kopii,a do tej pory album kupiono 256,000 razy według Nielsen SoundScan (coś jak nasz Olis, dop. worry). Gdy porównamy te liczby do wyniku sprzedażowego „21st Century Breakdown”, który w 2009 roku w tydzien po debiucie sprzedał się w 215,000 kopii, oraz biorąc poprawkę na skrócony trzydniowy tydzień sprzedażowy (album „21st Century Breakdown” wyszedł nietypowo w piątek, wyniki sprzedażowe obejmują zawsze okres od poniedziałku do niedzieli, a nie 7 dni od daty wydania albumu dop. worry) , to wstępne liczby za ambitną epicką trylogię muszą być dla zespołu rozczarowujące.
Oczywiście, te liczby powstały bez żadnego marketingu. Kiedy frontman Billie Joe Amrmstrong ogłosił 23 września, dwa dni przed premierą „Uno!”, że z powodu uzależnienia musi odbyć kurację odwykową, wejście na rynek „Uno! „Dos!” i „Tre!” ze zrozumiałych względów ustąpiło miejsca osobistym sprawom. Koncerty zaplanowane do końca 2012 roku zostały odwołane, a 21 terminów występów po wschodnich Stanach zostało przełożonych. Chociaż „Uno!” było promowane singlem „Oh Love” jak również kilkoma wcześniejszymi teledyskami z występów na żywo, zespół nie mógł ogłaszać kolejnych wydawnictw „Dos!” i „Tre!”, pozostawiając sprzedaż płyt bez żadnej promocji.
W międzyczasie, zespół w październiku udostępnił balladę „Forgotten”, by była utworem promującym soundtrack „Zmierzch. Przed Świtem 2″. „The Forgotten” nie dało tak potężnego kopa, jak w przypadku piosenki Bruno Mars „It Will Rain” który promował poprzednią część „Zmierzchu”. „The Forgotten” pobrano 4,000 razy, z kolei „It Will Rain” 3,1 miliona. Dzień przed ukazaniem się teledysku „The Forgotten”, zespół oznajmił że przyspiesza premierę „Tre!”, i tak zamiast 15 stycznia album trafił do sklepów 11 grudnia jako zadośćuczynienie za odwołane koncerty.
Czujemy się źle, że opóźniamy naszą trasę, dlatego dajemy naszym fanom muzykę wcześniej niż planowaliśmy. Skoro nie możemy być z Wami i grać tego na żywo, przynajmniej chcemy dać Wam kolejną fajną rzecz
- mówił Tré Cool.
Przesunięta premiera „Tre!” znaczyła ni mniej, ni więcej, że Green Day wydał trzy albumy – 37 wartościowych piosenek na przestrzeni 78 dni. To przytłaczająca ilość muzyki zespołu, który przyzwyczaił czekać na następujące po sobie albumy po 5 lat. Potrójne albumy, takie jak „69 Love Songs” Magnetic Fields’ czy „Have One On Me” Joanny Newsom’s zostały pozytywnie przyjęte odkąd SoundScan prowadzi muzyczną listę sprzedaży. Kilkoro artystów chętnie przedstawiałoby takie bogactwo materiału ale nie równocześnie. Plany wydawnicze, owszem, uwzględniały pojawianie się kolejnych singli z całej trylogii, ale to w mniejszych alternatywnych rozgłośniach dojrzewały piosenki z „Dos!” i „Tre!”. Jeszcze 18 grudnia „Let Yourself Go” z „Uno!” było głównym singlem, który plasował się na 18. miejscu listy Alternative Songs. W tym czasie, na przestrzeni siedmiu dni, odnotowano odtwarzanie „Stray Heart” przynajmniej pięć razy dziennie w 1200 rozgłośniach monitorowanych przez Nielsen BDS. „The Forgotten” z kolei w tym samym przedziale czasowym odtwarzane było jeden raz.
Publikacja trzech oddzielnych albumów w ciągu sześciu miesięcy musiało prowadzić do iście heraklejskiej próby dla wytwórni Green Day’a – Reprise. Niemożliwym jest dowiedzieć się, jak „Uno!,” „Dos!” i „Tre!” byłyby przyjęte gdyby zespół przypuścił szturm na promowanie w mediach jak było to postanowione. Poza tym, ciężko przewidzieć jak „Uno!,” „Dos!” i „Tre!” będą promowane, szczególnie w radio, gdy zespół powróci do pracy i odkręci odwołane terminy koncertów. Ale nawet przy zwiększonej obecności zespołu przez ostatnie trzy miesiące, i tak trudno może być fanom strawić taki zalew piosenek i co więcej, zapłacić za nie w krókim odstępie czasu.
Nie zamierzam dostosowywać się szybkiemu konsumpcjonizmowi
- mówił w lipcowym Billboardzie Billie Joe zapowiadając trylogię.
Wierzę, że ludzie chcą słuchać takiego rodzaju muzyki, która ma jakąś historię. A może i nie… Sam nie wiem.
Armstrong ma rację – fani Green Day’a zawsze skłaniali się ku trójce z Bay Arena, z powodu zaskakującej ilości powagi w ich punkrockowym etosie. Niezależnie czy jest to apatyczna oda „Longview”, zgodne zerwanie „Good Riddance (Time Of Your Life)”, złamane historie zniechęconych młodych które dały impuls dla albumu „American Idiot”. W ciągu dwóch dekad Armstrong, Cool i basista Mike Dirnt ewoluowali z rozwydrzonych ale utalentowanych trzyakordowych autorów do politycznych oskarżycieli – prowokatorów zdolnych rozciągnąć swoje ideały aż na Broadwayowskie deski.
„Uno!,” „Dos!” i „Tre!” świadczą o zmiennym obliczu Armstronga. Nie ma już powołań do wojska ani ważkich rozważań z „21st Century Breakdown”, zastąpione zostały przez prześmiewcze rynsztokowe opowieści, nieprzerwane wulgaryzmy i nieskończony ocean seksualnej frustracji. Na albumie z 2009 roku Green Day mówił swoim fanom, że „Cisza jest wrogiem, przeciwko Twemu niepokojowi, więc przywołaj demony swej duszy”, na „Dos!” Armstrong oświadcza że „To jest pojebany okres” w piosence zatytułowanej „Fuck Time”. Jest to uproszczone porównanie, ale dowodzi o powrocie zespołu do rozpasanego nihilizmu z „Insomniaca” z 1995 roku. Powrocie, obecnie już czterdziestoletnich facetów. Czy to jednak powrotu takiego Green Day’a życzylibyśmy sobie?
Nowe albumy zawierają przejmujące momenty i absolutnie palące sprawy, przeważnie będące odzwierciedleniem bogatych wspomnień, na podstawie których Green Day potrafią tworzyć kąśliwe refreny a Rob Cavallo oszlifować materiał do nieskazitelności. „Uno!” jest najbardziej spójne spośród trylogii z wystrzałowymi punkowymi tyradami „Carpe Diem” i „Nuclear Family” uzupełnionymi eksperymentami „Kill The DJ” i „Troublemaker” podczas gdy „Tre!” ma coś z nienachalnego wdzięku Warninga z 2000 roku. „Amy”, surowy hołd zamykający „Dos!” jest najmocniejszą balladą od czasu „Macy’s Day Parade”. Ale osiem lat po okiełznaniu energii w kierunku wybitnego, melodramatycznego American Idiot „Uno!,” „Dos!” i „Tre!” brzmią jakby zespół nie chciał ponownie wchodzić w polityczną rzeczywistość, ale nie do końca też wiadomo w jaką inną chcieliby wejść. Jakkolwiek w ogólnym przekazie Green Day chcieli wyrazić na trzech płytach ulotność czasu, po dwudziestu piosenkach można rozpoznać pewne rozdziały, ale nie są one uporządkowane jak w jakiejś dobrej książce.
Green Day już raz zmagał się z kryzysem własnej tożsamości: w 2000 roku po chłodno przyjętym „Warningu” (album sprzedał się w 1,2 mln sztuk, według Nielsen SoundScan) trio zmuszone było grać jako support przed takimi zespołami jak Blink 182. Cztery lata później, „American Idiot” otworzył ponownie dostęp do grona najważniejszych przedstawicieli współczesnego rocka, nawet mimo tego że nie powiodło się zapobiegnięcie reelekcji George’a W. Busha – to album sprzedał się w 6,1 mln kopii. Armstrong, Dirnt i Cool poczuli potrzebę ewolucji, odświeżenia wizerunku powstałego po największym osiągnięciu w karierze. Czas pokaże, czy niepodrabialna grupa Armstronga, Dirnta i Coola potrafi zrobić taką magiczną sztuczkę po raz drugi.

Artykuł pochodzi ze strony internetowej billboard.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Eyeliner Basket Case będzie w Polsce !

Mamy dobrą wiadomość,zwłaszcza dla płci damskiej ;) - jak podaje Sephora, w Polsce będą dostępne eyelinery od BJ i Kat Von D. Niestety nie...